Urodził się jako Jerzy Edward, a w merostwie (urodził się na terenie Francji) zapisano to jako Georges Edouard. Kolejność imion zmienił dopiero 18 IV 1974. Dla przyjaciół - Sted (przydomek utworzony z pierwszych dwóch liter nazwiska i imienia),polski poeta, pisarz, pieśniarz i wędrowiec (outsider). Przez krótki czas należał do tzw. Orientacji Poetyckiej Hybrydy. Ucieleśnia mit poety-cygana, wiecznego tułacza, wagabundy. Wizerunek Steda z gitarą, chlebakiem i butelką wina okazał się trwalszy i bardziej popularny od jego utworów, znanych najczęściej jedynie dzięki sentymentalnym piosenkom Starego Dobrego Małżeństwa. Za poetę kultowego został uznany już za życia, przed swoją samobójczą śmiercią.
Mówiono, że Sted miał wieczne wakacje. Nie interesowała go praca etatowa, utrzymywał się z pisania, czasami dorywczo pracował fizycznie lub grał w pokera. Pieniądze nie miały dla niego wartości, bardzo często rozdawał je znajomym. Nazywano go współczesnym św. Franciszkiem (głównie z powodu jego zamiłowania do przyrody). Towarzyszył mu prymitywny portret poety "młodzieżowego", skłóconego z życiem, ale jednocześnie łagodnego i pełnego miłości dla bliźnich.http://stachuriada.pl/
Cokolwiek pomiędzy ludźmi kończy się – znaczy: nigdy nie zaczęło się. Gdyby prawdziwie się zaczęło – nie skończyłoby się. Skończyło się, bo ...
Cokolwiek pomiędzy ludźmi kończy się – znaczy: nigdy nie zaczęło się. Gdyby prawdziwie się zaczęło – nie skończyłoby się. Skończyło się, bo nie zaczęło się.
Cokolwiek prawdziwie się zaczyna – nigdy się nie kończy.
Dziś przyszło mi się zmierzyć z dziełem wybitnego autora. "Cała jaskrawość i inne utwory" to obszerny zbiór tekstów wybranych przez bratanicę pisarza Monikę. Zbiór najznamienitszych tekstów został wybrany w oparciu o konsultacje z literaturoznawcami. Pierwszą część to "Cała jaskrawość" a kolejną część stanowią teksty uzupełniające, w tym gratka dla koneserów poezji. Ah jakie to wszystko jest wspaniałe i jak pięknie dopracowane.
Edward Stachura pozostanie nieocenionym i wybitnym twórcą. Jego wszechstronność wciąż zaskakuje, choć od jego śmierci minęło ponad czterdzieści lat. Edward Stachura wydał w swoim życiu dwie powieści pisane prozą, jedną z nich jest właśnie debiutancka w tej kategorii "Cała jaskrawość", wydana po raz pierwszy w 1969 roku. Kolejną powieść "Siekierezada" Stachura wydał zaledwie dwa lata później i była to już ostatnie jego prozatorskie dzieło, które jednak doczekało się ekranizacji. Stachura ma na swoim koncie jednak wiele innych obiecujących dzieł, najlepiej dał się poznać jako poeta i w tej poetyckiej niecce zostanie na zawsze w sercach fanów jego twórczości.
"Cała jaskrawość" to powieść opowiadająca o losach Edmunda i Witka. Jednak w powieści nie brakuje wątków biograficznych. Edmund jest bowiem alter ego Edwarda Stachury (nosi nawet te same inicjały, co autor). Powieść Stachury jest cała naszpikowana filozoficznymi rozważaniami. Wszystko to jest mocno owiane sprawami egzystencjalnymi, powojenna mentalność nadal tkwi w bohaterach i nie sposób się od niej uwolnić. Te niezrozumiałe wydarzenia odcisnęły piętno na życiu wszystkich ludzi, nie sposób jest wyzbyć się przeświadczenia, że niewola przyniosła ogromne straty także w psychice tych, którzy przeżyli. Człowiek cały czas tkwi w przeświadczeniu, że zło wciąż może powrócić.
Ta przenikliwa osobliwość tej powieści pozwala na to, by zatrzymać się przy każdym zdaniu i sensownie obracać je w głowie i tuz za zębami. Tę powieść się smakuje i razem z nią myśli. Nie zawsze jest jednak łatwo, są momenty, w których pragniesz odłożyć książkę i wrócić do niej za jakiś czas. Każda część wymaga od czytelnika dużej ostrożności, przez co nie raz i nie dwa musiałam wracać do poprzednich fragmentów.
Im dalej w las, tym mroczniej, ale też lżej. Pojawiają się teksty poetyckie, coś co uwielbiam i przy czym odpoczywam. Choć u Stachury poezja jest wyrażaniem siebie, to każdy z nas odnajdzie coś, co leży mu głęboko w sercu. Jest to też duży ukłon wobec tego, co dzieje się w świadomości autora. Dla Stachury dorosłe życie to skomplikowany twór, w którym uwięziona jest zagubiona dusza. To zapis tego, co gościło w myślach autora, to rozważania o życiu i śmierci, a także jego zmagania z chorobą psychiczną, która w ostateczności doprowadziła do śmierci autora.
Coraz więcej ludzi, a coraz mniej człowieka. Książka przedstawia historię młodego, 30 letniego człowieka, który nie w Bieszczady, a gdzieś w Polskę zachodnią uderza, gdzie ludzie z Podola i kresów wylądowali po 2 wojnie światowej. Zaczyna pracować przy wyrębie drzewa i między swoimi rozważaniami o życiu, miłością i śmiercią rozmawia z miejscowymi ludzmi pracy. Bohater jest romantykiem, filozofem, poetą, kimś kto niesie w sobie jakiś ból, zachwyt, tęsknotę. Rozmawia z różnymi, zazwyczaj zwykłymi ludźmi, ale robi z nimi to co właściwie Tischner robił z kim nie zaczął rozmawiać, czyli łapie jakąś głębie, jakiś dziwny zazwyczaj nieuchwytny nacodzień poziom, który jest, ale plycizna naszego życia kamufluje go swoją tandetą i banałem.
Oczywiście dla mnie człowieka na etacie z kredytem, dwójką dzieci, lekka nadwagą, lekkim nadciśnieniem, kłopotami ze spinaniem końca z końcem takie rozważania i w ogóle postawa bohatera zakrawa na infantylną ucieczkę od odpowiedzialności i tym samym dojrzałości. Jednak wiem, że ten brutalny osąd to właściwie przejaw zazdrościć. Zazdrościć przed ucieczką w dzicz. Na jakiś czas, aby zobaczyć swój cień, usłyszeć tęsknoty serca.
Ujmuje w książce całą sprawa Dialogu z Gałązka Jabłoni. Ona jest kobieta, ale czy realną czy zupełnie zmyśloną tego nie wiem. Wiem, że to Beatrycze, to jest Julia, ukochana, która kocha Janek wielką miłością, ale nie ma sił aby z nią być.
To jest bardzo uczciwe, trochę ucieczkowe i neurotyczne, ale ja rozumiem taką motywację.
Uważam że młodzi mężczyźnie wiele by cierpień oszczędzili sobie i innym kobietom, gdyby tak na rok na siekierezade wyjechali. Oczywiście tak sobie marzę. Książka ważna dla mnie warta przeczytania.